poniedziałek, 22 marca 2010

Nauruz

Wczoraj w Kirgistanie (i innych regionach Azji Centralnej, a także Bałkanów czy Kaukazu) obchodzono wiosenny prazdnik Nauruz, który określa się tu mianem Nowego Roku. Niestety pogoda niezbyt dopisała i dlatego na głównym placu (placo-ulicy) miasta nie pojawiło się zbyt dużo osób. Poza tym nie odbyły się też wyścigi ani gry konne (np. przechwytywanie martwego kozła przez konnych jeźdźców).
Ogólnie ostatnio zrobiły mi się mini ferie, jako że od soboty do środy wyłącznie nie mam żadnych zajęć. Poniedziałek wolny, bo to dzień po święcie Nauruz, we wtorek zajęć nie mam planowo, a w środę obchodzą tu święto rewolucji z 2005 roku, kiedy to opozycja zmówiła się i postanowiła siłą wygnać ówcześnie urzędującego prezydenta. W całym Biszkeku był wtedy okropny zamęt, a wielu skorzystało z okazji i grabiło oraz niszczyło sklepy, banki, urzędy. Zaiste jest co świętować, zwłaszcza że od momentu zmiany warty na szczeblu rządzących ceny poszły w górę, a płace... jak to płace, ani drgnęły. Oczywiście ówczesna władza uważa, że lepszej od niej nie było i nie będzie, więc aby rokrocznie przypominać ludowi kto tu rządzi, postanowiono utworzyć święto rewolucji 2005 r.

Świętowanie Nauruz w centrum Karakołu







Do tej pory nie pisałam nic o różnicach kulturowych między Polską (Europą) a Kirgistanem, gdyż jako takich wybitnie rzucających się w oczy i na uszy nie uświadczyłam. Aż do zeszłego tygodnia. Miałam wtedy dość uciążliwy katar i raz po raz czyściłam nos za pomocą chusteczki. Mimo, że nie wydawałam jakichś nadzwyczaj głośnych dźwięków zauważyłam, że dziewczyny w klasie oraz sama wykładowczyni zaczynają chichotać, gdy tylko przystępuję do procedury oczyszczania nosa. Pierwszy raz pomyślałam, że to zbieg okoliczności, gdy ja sobie smarkam oni się śmieją. Za drugim razem wydało mi się to już za bardzo podejrzane, żeby było zbiegiem okoliczności. Trzecim razem byłam już pewna, ze coś jest na rzeczy.
Jak się okazało, w Kirgistanie tzw. smarkanie jest rzeczą wstydliwą (tak jakby u nas na głos puścić bąka) – stąd te śmiechy. Tadeas, który wydaje znacznie głośniejsze dźwięki, również doświadczył śmiechu kolegów z grupy oraz wykładowcy, kiedy tylko zaczynał ‘wydmuchiwać nos’ :) Co ciekawe, w sąsiednich Chinach głośne smarkanie jest rzeczą jak najbardziej normalną i nikt się tego nie wstydzi. Jak jest w innych republikach środkowoazjackich póki co – brak danych.

Nie wiem, czy pisałam już, że w Kirgistanie często wyłączają prąd. Na paręnaście czy parędziesiąt minut, albo na parę godzin. Podczas mojego pobytu tutaj w mikroregionie Woschod prąd wyłączano jak na razie kilka razy (co trwało od kilkudziesięciu minut do kilku godzin). Wczoraj, kiedy przyszłam do mieszkania ok. godz. 19 światła już nie było, a z powrotem włączyli o 22. Niestety nie byłam na to przygotowana więc siedziałam najpierw przy laptopie, a potem korzystając z okazji wszechobecnych ciemności podrzemałam sobie :) Dzisiaj jednak postanowiłam zabezpieczyć się na przyszłe przerwy w dostawie energii i kupiłam świeczki.

Wczoraj byłam z Paszą (Rosjaninem, który bardzo chce przyjechać do Polski na zarobek) w tutejszym domu dziecka. Osiem lat temu Amerykańcy (ach ci wielkoduszni Amerykanie) za swoją kasę kupili budynek, który wyremontowali, wyposażyli w meble i sprzęty, i postanowili przeznaczyć na dom dziecka. Do tamtego czasu większość bezdomnych karakolskich dzieci spała na ulicy. W ośrodku jest około 30 dzieciaków, w wieku od kilku do 18 lat. Ogólnie fajne i miłe dzieci. Szkoda, że nie mają swoich własnych domów,


Malczik z tutejszego domu dziecka




Aha, w końcu odebrałam też wizę. Kosztowało mnie to parę godzin spędzonych w urzędach i 4500 somów. Jeszcze muszę się zarejestrować (nie wiem po jakiego hriena, ale jak kazali to niestety trza). Ostatnio stałam jakąś godzinę w kolejce do pokoju, gdzie m.in. rejestrują, żeby po wejściu dowiedzieć się, że pani naczelnik... będzie we wtorek. „Zachoditie wo wtornik!” madafaka :/ Jak ja nie cierpię urzędów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz