niedziela, 7 marca 2010

S nastupajuścim ili s proszedszim! korocie, s prazdnikom!

Jutro święto wiosny, czyli Dzień Kobiet. Z tej okazji w telewizji od rana do wieczora puszczają reklamy ukraszane tandetnymi rymowanymi wierszykami – życzenia od różnych firm. Na razie nic nie słyszałam o miejskiej imprezie z okazji prazdnika. Jutro się zobaczy.
Parę dni temu byłam z Janarą w wizowym oddziale dowiedzieć się jak to będzie z tym przedłużeniem wizy. Kobieta kazała wypełnić dwie bumażki (świstki papieru), które wraz z paszportem zostawiłam u niej biurze. Mam się zgłosić 15-go marca po dalsze instrukcje.
Interesujące, że wiza na jeden miesiąc na lotnisku kosztowała mnie w przeliczeniu na euro nieco ponad 50. Teraz z kolei na pół roku mam niby zapłacić… 75 euro (i to droższy wariant, bo parowjazdowy). Dla porównania – w ambasadzie Kirgistanu w Berlinie czy Wiedniu biorą za półroczną wizę ponad 350 euro (tyle też zapłacił Tadeas…)
W weekend pojechaliśmy z Czechem za miasto. Aż 7 kilometrów za miasto – do wioski Przystań Przewalsk. Jest to miejsce, gdzie istnieje symboliczny grób Nikołaja Przewalskiego.
Przewalskiego określa się mianem pierwszego badacza Centralnej Azji. Chociaż nazwisko brzmi polsko, był on Rosjaninem. W latach 1867-1885 odbył 5 wielkich podróży po terenach dzisiejszej wschodniej Rosji, Chin (w tym Tybet) , Mongolii, Kirgistanu przemierzywszy tysiące kilometrów. O swoich ekspedycjach napisał kilka grubych ksiąg. Podczas jednej z wypraw odkrył gatunek niewielkich koni, które później zostały nazwane na jego cześć. Przewalski pod koniec lat 80-tych XIX wieku wyruszył w szóstą ekspedycję. Gdzieś pod Biszkekiem podczas polowania napił się wody ze strumienia. Jak się później okazało nie była ona zdatna do picia. Przewalski dojechał do Karakołu, a tam poczuł się na tyle źle, że na pomoc było już za późno. Umarł na dur brzuszny w wieku 49 lat (1888 r.). Zgodnie z wolą badacza jego prochy zostały rozrzucone nad Issyk-kułem. Tam też postanowiono postawić monument ku czci wielkiego podróżnika. Pomnik mierzy ponad 8 metrów i waży ponad 300 ton. Jest w nim sporo symboliki, np. orzeł to symbol męstwa i odwagi, którą odznaczał się Przewalski.


Pomnik Przewalskiego





Wracając do muzeum – jest ono częścią całego kompleksu, na którego terenie znajdują się: pomnik Przewalskiego, jego grób, pomnik ku czci kirgiskiego badacza Karasaja ułłu Kusejina, dwa małe budyneczki (niestety nie pamiętam co w nich się znajduje), drzewa, konie i stróżówka. A, i szczekające psy.
Wstęp do muzeum dla OBCOKRAJOWCÓW kosztuje 50 somów (ciekawe jak babuszka sprzedająca bilety odgadła, że jesteśmy z Tade obcokrajowcami, hmhmhm... Na marginesie - po ponad miesiącu życia w Karakole i łażenia po jego ulicach, wciąż słyszę kierowane w moją stronę „hi” i „hello” czy „how are you”, najczęściej ze strony dzieciaków). Dla swoich, czyli Kirgizów, Rosjan czy innych centralnoazjackich nacji, jest 2,5 raza taniej. Generalnie taka praktyka – wyższe ceny dla turystów z tzw. rozwiniętych krajów – jest tu normą. Wszystko to spuścizna po czasach sowieckich. W Kirgistanie i tak ceny za wstęp do muzeów czy innych obiektów tego typu nie są wysokie. Przejechać się finansowo na „byciu inostrańcem” można w Petersburgu czy Moskwie, gdzie wstępy do obleganych przez turystów atrakcji są o wiele wyższe jeśli nie jest się Rosjaninem, czy też mieszkańcem byłych republik radzieckich.
Babuszka, która sprzedała bilety do muzeum zaoferowała za 30-tosomową dopłatą tour po jego wnętrzu. Przez jakieś 40 minut opowiadała o Przewalskim, jego podróżach i współtowarzyszach ekspedycji, a także o samym muzeum. Zrozumiałam ok. 80% z tego co mówiła. To dobry wynik, zważywszy na to, że Tade zrozumiał ok. 25%...

P.s.2 Na początku pobytu w Karakole myślałam o zakupie suszarki do włosów, ale odkryłam, że dobrym substytutem jest jedna z farelek! A włosy nie schną wcale dużo dłużej, niż przy użyciu tradycyjnych suszarek :)



Moja kirgiska suszarka do włosów

4 komentarze:

  1. Hehe przed chwila z braku laku wysuszylam wlosy czyms podobnym do Twojej farelki tylko wiekszym - teoretycznie klimatyzacja ;))

    OdpowiedzUsuń
  2. W tajlandii było to samo z cenami dla obcokrajowców ale w muzeach czy parkach narodowych wystarczyło pokazać legitkę tamtejszego uniwerku i od razu cena robiła się normalna :) Try it :)

    OdpowiedzUsuń
  3. w Indiach jest tak samo z tymi cenami- za coś, co Hindusi kupują za 5 rupii, obcokrajowcy mogą zapłacić nawet 50!Z tym, że tutaj się raczej nie da ukryć, że nie jest się tutejszym..;)

    OdpowiedzUsuń
  4. szalona ta Twoja "suszarka" ;D

    OdpowiedzUsuń