środa, 17 lutego 2010

Debiut w tv

Do tej pory myślałam, że karakolskie chodniki w zimie to albo ślizgawki, albo bloto. Dzisiaj się przekonałam, że mozliwy jest także wariant dwa w jednym, czyli i błoto i lód. Na tak śliskich chodnikach jak tutaj (a są one naprawdę mocno oblodzone - dowód poniżej) jest bardzo łatwo stracić równowagę. Osobiście już w Polsce wypracowałam sposób chodzenia po takich powierzchniach polegający na natychmiastowym oderwaniu nogi od podłoża, gdy tylko się ją na nim postawi. Głownie chodzi o to by nie stąpać po lodzie tak pewnie, jak to się robi na suchym podłożu. Dotychczas udało mi się nie zaliczyć ani jednej gleby, a miałam tylko ze 4 poważne zachwiania równowagi. Z kolei Tadeas widocznie nie zna patentu chodzenia po śliskim bo już pierwszego dnia pobytu tutaj złapał zająca (haha "złapał zająca", czyli po naszemu wywalił się) półtora raza (drugi raz był z podpórką ;). Ogólnie chodniki są tutaj w beznadziejnym stanie - jak nie złamiesz nogi to zachlapiesz błotem buty i spodnie.

Ślizgawka na chodniku


Z kolei z newsów to miałam dzisiaj swój debiut w karakolskiej telewizji, tzn. na razie było to nagranie, w tv mam być niedługo (choć mam nadzieję, że im się taśma zepsuje i nie będzie pokazu :D). Uniwersytet robi kampanię promocyjną programu wymiany studentów, żeby więcej z nich zgłaszało się do wyjazdu do Europy. Głównym powodem, dla którego jest tak mało chętnych jest słaba znajomość angielskiego wśród nich. Dlatego wzięli m.in. mnie, Janarę i jej kolegę, z którym była w Belgii w ramach Mundusa oraz wykałdowców mających za sobą lub wybierających się na wyjazd do Europy, aby opowiadać o programie. Janara żartowała, że gdy tylko pokażą to w TV, będą nas na ulicy pokazywać sobie palcami i mówić: "o, to ta, co była w telewizji"... dla mnie nie zrobi to większej różnicy, bo i tak już teraz przyglądają mi się uważnie. Na dowód przytoczę dzisiejszą sytuację z bazaru, gdzie zaczepił mnie sprzedawca (młody Kirgiz, wcześniej kilka razy u niego kupowałam mandaryny, które na marginesie mają ze 3 razy więcej pestek niż te u nas, ale smak jest ok). Pytał się jak idzie nauka i czy... mam męża. Powiedziałam, że nie, ale chłopak się znajdzie. Spytał się: a ilu tych chłopaków? Bez zastanowienia wystrzeliłam, że ośmiu w różnych krajach ;)

Po połudinu poszliśmy z Janarą i Tadeasem kuszat'. Postanowiłam spróbować lagman (łagman). Dwa dni wcześniej spróbowałam tego trochę od Tadeasa, który zamówił lagman w stołówce. Był niezły, więc postanowiłam zamówić dzisiaj na obiad. Niestety, albo za mało spróbowałam tego od Tade, albo ten w restauracji był przyrządzony nieco inaczej niz ten w stołówce, albo (to chyba będzie najodpowiedniejsze wytłumaczenie) po prostu kirgiska kuchnia nie jest dla mnie. Zjadłam tylko trochę makaronu (akurat makaron z lagmanu jest dobry) i warzyw (głównie papryka i jakas kapusta), a mięso dałam Tade, któremu jak na razie wszystko tutaj smakuje. W sumie chciałam spróbowac tego mięsa, bo nigdy nie jadłam baraniny ani cielęciny (a to był jeden z tego rodzaju mięs), ale kawałki jego zawierały tłuste elementy. Próbowałam odgryźć mały fragment bez tłustego. Niestety nie udało się, gdyz mięso było bardzo twarde (tak twarde, że nie dało nawet rady odgryźć małego kawałka!)

Lagman (ten, który zamówil Tade w stołówce)


Wzięłam 2 kawałeczki mięsa dla mojej sabaki. Odnośnie sabak: jest ich tu mnóstwo, a większość jest bezdomna i wałęsa się po mieście. Na moim osiedlu (mikrorajon Woschod) jest kilka psów, które tu się zadomowiły i zazwyczaj wałęsają się tylko po najbliższej okolicy. Wśród nich jest około dwumiesięczna psina, którą sobie szczególnie upodobałam i karmię ją rano i czasem po południu. A ona mnie już rozpoznaje i gdy tylko zobaczy z daleka, to biegnie do mnie merdając ogonem. Na razie jest jeszcze nieufna, nie daje się za bardzo pogłaskać i (jak wszystkie psy tutaj) odskakuje, gdy tylko zrobię jakis bardziej gwałtowny ruch. Zazwyczaj daję jej resztki z mojego jedzenia albo kupuję Pedigree w saszetkach. Psinę nazwałam "sobaćka" (czytaj: sabaćka), czyli po polsku... psina ;).
Czasami, gdy mam jedzenie dla sobaćki jest ona wtedy w towarzystwie innego psa i chcąc nie chcąc, jej kompanowi też trzeba dać coś na ząb. Mam nadzieję, że nie przerodzi się to z czasem w karmienie wszystkich psów z okolicy...

Sobaćka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz