środa, 10 lutego 2010

Staruszek w wielkiej czapie

Pierwsze dni w Karakole to chodzenie z Janarą po mieście i pokazywanie mi gdzie co jest, gdzie co można kupić czy zalatwić. Do tej pory dwa razy byłyśmy coś zjeść w restauracji, ale mnie nie ocień ponrawiłos, wystarczy wspomniec, że zbeszcześcili jeden z moich ulubionych napojow - gorącą czekoladę, gdyż zrobili ją z wodą! blee... Z kolei sałatka mjećta (marzenie) - kurczak z warzywami, okazała się nie być moim marzeniem i wygladała zupełnie inaczej niż podaje się je w Europie (wszystko było zmiksowane, a kawalki kury mialy w sobie "niebezpieczne" elementy chrząstkowo-kostne). Chociaż dzięki temu, że do sałatki dodano cytryny, calosc miala dość ciekawy posmak (i tak zjadłam połowę, w tym głównie warzywa).
Drugiego dnia pobytu w Karakole poszłyśmy z Janarą na uczelnię. Zostałam oficjalnie przedstawiona rektorowi uniwersytetu (ma zlłote zeby, jak wiele osób tutaj) i dziekanowi katedry turystyki (Janara żeby mnie jemu przedstawić przerwała mu wykład). Po zapoznaniu sie z ważnymi osobami, poszłam poznać się z grupą.
Wiekszość dziewczyn ma typowy kirgiski wygląd (ciemne wlosy, oczy z lekka skosne). Jest w grupie 2 malczika.

Kirgiskie dziewczęta


Tego też dnia, wracając z Janarą do domu, zostałam po drodze złapana za rękę przez staruszka w wielkiej czapie. Dziadek miał już swoje lata i pyta sie mnie: otkuda wy? (czyli: skąd przyjechalam?), mowię mu, że z Polszy, a on jak nie zaczął mnie obłapywać, ściskać, calować i rękami po twarzy gladzić. Wzruszył sie biedak i popłakał, zaczął mowić coś po kirgisku i tylko parę slow po rosyjsku, z czego zrozumiałam "w 1943 roku, moj ojciec zginął pod Polską". Dziadek nie mógł się ode mnie odczepić, caly czas mnie ściskal i jakieś namaszczenia mi robił. Janara sama się zdziwiła, że takie zdarzenie mialo miejsce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz