poniedziałek, 8 lutego 2010

Karakoł

Rano taksi na awtowakzał (dworzec), a stamtąd marszutka (busik) do Issykulskoj obłasti (po naszemu to bedzie województwo issykulskie). Wcześniej wymieniłam pieniądze. Jedno Euro 60 somów. Dostałam 9 tysięcy (co ciekawe nie używają tu monet 'groszowych', same somy), za przejazd zapłaciłam z góry 250 somów.

Marszrutka mocno grzała, także cały czas było mi za gorąco. Nie wspominając o tym, że przez prawie 7 godzin musiałam siedzieć w jednym miejscu. Poza 20-minutowym postojem gdzieś w 1/3 drogi między Biszkekiem a Karakołem. Pośród gór są w tym punkcie 3 restauracjo-baro-kawiarnie, polożone blisko siebie. Kierowcy marszutek mają tam za darmo dwudaniowy obiad, a właściciele tychże barów zarabiają na pasażerach. Nie byłam głodna, więc kupiłam tylko soczek. Kierowca przyniósł mi i Janarze takie hmm jakby to objasnic... suche coś do jedzenia( jak znajdę, to wkleję zdjęcie). w każdym razie jak dla mnie nie miało żadnego smaku.
(niestety nie znalazlam foto w necie, moze zrobie w sklepie)

Mrszrutka z Biszkeku do Karakolu od srodka


aha, warto tu wspomniec o kibelku. w wysokich górach jak to w wysokich górach - daleko od jakichkolwiek miast - kanalizacji nie ma. ubikacją jest tam nieduży budynek (osobne części dla kobiet i meżczyzn) z dziurami w ziemi. Nie trzeba chyba wspominać o specyficzym zapachu jaki tam panuje, natomiast wspomnieć warto, ze te dziury są co prawda oddzielone od siebie ściankami, ale drzwiczek to juz nie ma...
Odnośnie drogi Biszkek-Karakoł - biegła ona na północ od jeziora Issyk-kul. Jest jeszcze druga - prowadzi południem. Marszrutki jeżdzą północną, gdyż żyje tu więcej ludzi niż w południowej części i mogą po drodze zbierać pasażerów (na marginesie: nie ma tam żadnych przystankow; chcesz wsiąść - stoisz przy drodze i machasz reką, jesli kierowca ma miejsce - zatrzyma się, jesli nie - możesz stać tak i 2 godziny... tak samo kierowcy zatrzymują sie gdziekolwiek im nie powiesz - wszystko przy drodze rzecz jasna).
Pół godziny przed Karakołem zatrzymala nas milicja (u nich to wciąż 'milicja') i zrobili przeszukanie auta, gdyz wczesniej dostali zgłoszenie, że właśnie w tej marszrutce jadą osobniki (na szczęście nie chodizło o mnie), które są podejrzane o kradzież czegoś. Osobniki wyprowadzono z marszutki, a my pojechaliśmy dalej.

Z Biszkeku wyjechaliśmy przed południem, a w Karakole byliśmy gdzieś ok. godz. 19, a o tej porze w Karakole panują już istne ciemności (oświetlenie ulic jest mizerne). Powitać nas wyszła koordynatorka Mundusa z karakolskiego uniwersytetu - Elwira Sagyntay kyzy (kyzy to kirgiski dodatek do nazwiska dla panien). Od razu udałyśmy sie do mojego mieszkania (5 miniut od awtowakzału). Budynki naokoło okropne, bieda aż po oczach bije, ciemności i śnieg, ale... mieszkanko zadziwiająjąco ładne (widziałam wczesniej foty, ale chyba były robione jakiś czas temu bo na żywo wygladało lepiej i mialo kilka dodatkowych elemtów, ktorych nie było na zdjęciach).
Prawie wszystko tu mam i co dla mnie najwazniejsze jest gorąca woda! Jest i czajnik elekktryczny, są naczynia i garnki, lodówka, środki czystosci, pralka i proszek do prania. Nawet papier toaletowy zainstalowano, takze jeszcze nie muszę się w niego zaopatrywać. Jest także podwójne łóżko z pościelą i ciepłym kocykiem, no i telewizor, chociaż nie w pełni sprawny: jeśli pokazuje obraz, to nie slychać dzwięku, kiedy z kolei jest dzwięk, nie ma obrazu (to chyba kwestia anteny).

Moj pokoj i kuchnia



Widok z okna




W mieszkaniu nie ma za to dwóch równie istotnych rzeczy: ogrzewania centralnego i internetu. Bez ogrzewania zimą byłoby kiepsko, na szczęście są 2 obogrjewatjela (zapamietanie tego słówka zajęło mi chyba ze 2 dni :) czyli po naszemu elektryczne ogrzewacze (typu "farelka"). Uciążliwy jest natomiast brak internetu... Co prawda mozna kupić specjalną kartę z loginem i hasłem, i łączyć się przez tel. stacjonarny, ale mój mały laptop nie ma zainstalowanego modemu, wiec na razie nici z tego... z powodu braku internetu zaczęłam pisać tego bloga. W innym przypadku pewnie by mi się nie chciało...

Moje podwórko


Okolica


Teraz nieco informacji nt kirgiskich (a raczej karakolskich, bo pewnie w Biszkeku trochę drożej) cen: poł godziny internetu w kafejce kosztuje od 15 somow, czyli złotówkę, przejazd marszrutką po mieście zawsze 5 somów (czyli ok 30 groszy, u nas kierowcy nie chciałloby się za tyle nawet kluczyka przekręcić). Z kolei żywność w sklepach jest w miarę droga, jak na ich zarobki. Dużo taniej na bazarze. W sklepach ceny niektórwych produktów zbliżone są do polskich, ale np. ekskluzywne towary jak kinder bueno (TAK TAK, MAJA TU KINDER BUENO!!) kosztują średnio półtora raza więcej niz u nas w marketach (42 somy). Z kolei na bazarze chlebki domowego wypieku sprzedawane przez babuszki kosztują juz tylko 5 somow (zaopatrzyłam się w nie już kilka razy i są naprawdę smaczne). Co mnie zadziwia to ceny kuchennych ręczników papierowych. O ile dobrze pamietam w supermarkecie w Polsce takie ręczniki kosztują najwyzej 3 złote, w Karakole z kolei 4 razy więcej!
Zdecydowana większość Kirgizów dużo produktów spożywczych robi sama - dżemy, jogurty, chleb... więc sklepy potrzebne im głównie do zakupu tego, czego sami nie wyprodukują. Droższe towary są głównie dla turystów i bogatszych ludzi.

Kirgiskie somy

1 komentarz:

  1. dla TAKICH widokow za oknem jezdzi sie na erasmusa! :)
    Twoj przebil moj zeszloroczny - tu zalacznik: http://2.bp.blogspot.com/_iiVLQDfqX1U/S3RS4t-Vo0I/AAAAAAAAJ0A/It6ae2XaR9k/s1600-h/view.JPG

    OdpowiedzUsuń