piątek, 19 lutego 2010

Kartofielnyje szariki

Rano nie mogłam nawet wypić herbaty, ani umyć zębów bo w dalszym ciągu nie ufałam wodzie, która nie dość że nie wyglądała czystawo to jeszcze cuchnęła. Dobrze, że kupiłam 2 razy po 1,5 litra mineralnej to starczy mi na tydzień robienia herbaty i mycia zębów. Niestety kąpać muszę się w śmierdzącej wodzie z wodociągu, brrrr.

Może napiszę teraz coś o nauce. Tak jak wcześniej wspominałam mają tutaj zarówno wykłady jak i ćwiczenia, na które wszyscy muszą się przygotowywać co tydzień z materiału z jednego z wykładów plus każdy musi napisać pracę semestralna na jeden z zadanych tematów. Oczywiście mnie ta przyjemność też nie ominie (jak dobrze, że mam tylko 4 przedmioty). Na jednym z przedmiotów tematy są dość lekkie i ciekawe, np. największe kasyna na świecie albo coś o olimpiadzie. Niestety, niektórzy wykładowcy myślą chyba, że skoro jestem inostrańcem (obcokrajowcem) to wiem na temat Kirgistanu więcej i lepiej niż pozostali studenci. No tak, przecież jestem tu aż 12 dni, a oni tylko ponad 20 lat. Dlatego temat jednego z SRS-ów (saomostajatielnaja rabota studienta - samodzielna praca studenta), który mi przydzielono brzmi: Perspektywy rozwoju turystyki rozrywkowej w Kirgistanie...

Po zajęciach poszliśmy (niecałą) grupą mierzyć buty i narty na jutrzejszy wyjazd (w grupie są 3 mężatki, a jeśli dziewczyna jest "mężata", to zazwyczaj nigdzie prócz do szkoły jej nie puszczają, a często ona sama nie chce zostawiać rodziny samej w domu). Na biegowych jeszcze nie miała okazji jeździć, więc czekało mnie małe zaskoczenie kiedy odkryłam, że buty do nart biegowych i zjazdowych wyglądają zupełnie inaczej. Cała jutrzejsza wyprawa ma trwać do godz. 14-tej, a koszt to "aż" 50 somów (~ 3 PLN)

Dziewczyny z mojej grupy
Od lewej: Guzjal, Japara i Dinara


Dzisiaj znowu nie chciało mi się nic gotować ani smażyć, więc poszliśmy z Tade do restauracji. Ponieważ chciałam coś pojeść, a nie było Janary, która mogłaby objaśniać czy dana potrawa zawiera tłuste mięso i będzie dla mnie jadalna, postanowiłam wybrać "bezpieczną" rybę (w sumie jak zamawiałam kiedyś sałatkę z kurą, też myślałam, że był to bezpieczny wariant...). Pomyślałam sobie, że do ryby dobre będą ziemniaki. Mieli w menu "kartofielnyje szariki", więc to zamówiłam i jeszcze do tego poprosiłam o pomidory. Kelner - młody chłopak ok 17 lat- był śmieszny, bo kiedy składałam zamówienie prosił z 5 razy, żebym powtórzyła jeszcze raz co chcę bo nie mógł zapamiętać i spisać... Spytałam się go o te szariki, czy duże są. Powiedział, że nie, więc pomyślałam "wezmę ze 4", Tade też chciał spróbować, także postanowiłam wziąć 5. Jednakże można było zamówić albo 3, albo 6 (trzy sztuki na jedna porcję). Wzięłam więc 6 sztuciek.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy kelner przyniósł dwa talerze, na każdym po 3 DUŻE szariki ustrojone pomidorami i koperkiem. Zaraz potem doniósł duży kawał ryby z ryżem, surówką i... pomidorami (widać wzięli sobie te moje pomidory do serca ;) Myślałam, że ryba będzie tylko rybą bez dodatków i dlatego zamówiłam jeszcze ziemniaczane szariki, które z kolei myślałam, że będą zwykłymi gotowanymi ziemniakami. Okazało się, że najadłabym się tylko jednym talerzen tych szarików. A tu miałam jeszcze ich drugi talerz oraz wielką rybę z ryżem i surówką... Bez pomocy Tade w zjedzeniu jednego talerza szarików by się nie obyło. Ale muszę przyznać, że w końcu coś mi w Kirgistanie posmakowało, ziemniaczane kulki mianowicie. Będę może czasem chodzić do tej restauracji na szariki (z grzybami w środku i obtoczone chrupkim czymś), zwłaszcza że za wszystko zapłaciłam tylko ok. 15 zł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz